przepisy kulinarne, kulinaria, jedzenie, kuchnia

… i kanapki śródziemnomorskie

Na drugie śniadania w deszczową marcową niedzielę, kiedy do lata już nie tak daleko, ale z drugiej strony jeszcze wcale nie blisko dobrze zjeść coś zdrowego, smacznego, a przede wszystkim kolorowego.

Zdecydowałam się na kanapki z fetą, bazylią, oliwkami i czerwoną cebulą, bo są wyraziste w smaku i pięknie wyglądają.

Razowy chleb posmarowałam fetą, obsypałam pokrojonymi czarnymi oliwkami (z zielonymi oliwkami słona feta na jednej kanapce mogłaby być dla mnie nie do zjedzenia). Na to plasterki czerwonej cebuli i bazylia. Dużo, dużo bazylii. Dla zapachu, dla smaku, dla zieleni!

Można dodać orzechy włoskie.

Poranne naleśniki…

Nie zawsze mam ochotę na gotowanie w niedzielne poranki, ale tym razem w okolicach godziny siódmej rano natknęłam się na kulinarny program w tv i tak oto zainspirowana (niekoniecznie daniami przyrządzanymi w programie) postanowiłam uraczyć domowników porannymi naleśnikami.

Kiedy robię naleśniki nie skupiam się na odmierzaniu składników. Moja teściowa robi naleśniki z ogromnej ilości jajek, a ja wbijam (wprawdzie robię zawsze mniejsze ilości niż ona; jej naleśniki je się potem całymi dniami, co jest oczywiście cudowne, jednak ja jestem zbyt leniwa, by tyle czasu spędzać w kuchni stojąc przy patelniach) tylko dwa. Bazuję też na mleku i wodzie (jeśli mam, daję gazowaną). Ciasto naleśnikowe ma być w moim wydaniu ważne, ale nie ważniejsze niż to, co w środku, zatem powinno być elastyczne, miękkie i odpowiednio usmażone, ale nie takie, które skupia więcej uwagi na sobie.

Dzisiaj wszystko starannie odmierzyłam, a raczej zapisałam po wcześniejszym zwróceniu uwagi, ile czego.

Zatem na naleśniki, których wcale nie wychodzi tak mało, jak by mogło wskazywać na to moje lenistwo wzięłam:

– 2 szkl. mleka
– 2 jajka
– 1 i 3/4 szkl. mąki
– oliwę
– szczyptę soli i szczyptę cukru

Mleko, jajka (umieszczone w rondelku w dokładnie takiej kolejności) zmiksowałam dodając mąkę, sól i cukier. Na koniec dodałam oliwę i wymieszałam łyżką (już bez zmiksowania). Smażyłam (już bez użycia oliwy) na niewielkiej patelni teflonowej cienkie naleśniki.

Świetnie smakowały z plastrem białego sera i dżemem truskawkowym. Dla mniej słodkolubnych – z musem jabłkowym. Dla minimalistycznych łasuchów – z dużą kroplą płynnego miodu akacjowego.

Czyli do Nowego Jorku!

Nowy Jork rajem dla smakoszy

Coraz więcej Amerykanów wybierając miejsce na spędzenie wakacji kieruje się obecnością dobrej kuchni. Jedną z największych kulinarnych atrakcji jest Nowy Jork. Trend kulinarny w turystyce jest zjawiskiem stosunkowo nowym, ale coraz bardziej rozpowszechnionym.

Jak wynika z badań rynku przeprowadzonych przez Travel Industry Association of America, 1 z 6 uprawiających turystykę obywateli Stanów Zjednoczonych w ciągu ostatnich 5 lat co najmniej raz wybrał się na kulinarne zwiedzanie, zapisał na kurs gotowania,

odwiedził winnicę lub uczestniczył w innych zajęciach związanych z jedzeniem podczas wakacji czy wycieczki krajoznawczej. Połowa badanych zdecydowała się spędzić wakacje w danym miejscu tylko ze względu na osobliwości jego kuchni.

Stan Nowy Jork, po Kalifornii i Florydzie, należy do czołówki najpopularniejszych miejsc dla wakacyjnych smakoszy.

Dla niektórych głównym celem przyjazdu do tej metropolii jest wyłącznie biesiadowanie w słynnych jadłodajniach miasta.
– Rozwój kulinarnej turystyki w Ameryce świadczy o tym, iż jedzenie stało się nieodłączną częścią kultury – twierdzi Barry Glassner, profesor socjologii z uniwersytetu w Karolinie Południowej. Naukowiec dodaje, że za pomocą tego, co jemy, określamy naszą tożsamość, a naszą odkrywczość i ciekawość świata definiujemy tym, ilu różnorodnych bądź egzotycznych potraw skosztowaliśmy. Dla wielu degustacja specjałów lokalnej kuchni w jednakowym stopniu zbliża do kultury, jak zwiedzanie muzeum.

(CZA)

Źródło: „Głos Pomorza” 28 lutego 2007

Pyszne, szybkie spaghetti pietruszkowe

Na przygotowanie tego dania naprawdę nie potrzeba wiele czasu. Ba, nie ma chyba potrawy, którą robi się szybciej, chyba że weźmiemy pod uwagę gotowe danie ze słoika. Jednak w jedzeniu ważny jest proces przygotowania, ogromnie istotne jest też to kto je przygotowywał, w jaki sposób. „Taśmowe” jedzenie nie może być naprawdę smaczne.

Przepis na pietruszkowe spaghetti zaczerpnęłam, o ile dobrze pamiętam, z jednego z zeszytów kulinarnych „Gazety Wyborczej”, ale uprościłam go i nieco zmieniłam.

Składniki:

– makaron spaghetti
– natka pietruszki
– czosnek
– oliwa z oliwek
– ser żółty
– szynka
– sól

400-500 g spaghetti gotuję al dente. Soli używam tylko do gotowania makaronu, sosu już nie doprawiam. Oliwę z oliwek – należy użyć bardzo dobrej oliwy – ok. 1/2 szklanki mieszam z rozdrobnionymi trzema ząbkami czosnku. Odstawiam. Z umytej i osuszonej natki pietruszki (biorę 2 pęczki natki) odcinam łodyżki i wrzucam do miksera. Dodaję jeden ząbek czosnku i oliwę. Miksuję tak, aby powstała jednolita płynna masa. Na koniec dodaję drobno starty ser żółty i mieszam. Gorące spaghetti łączę z sosem pietruszkowym i posypuję szynką.
Danie dla 5-6 osób.

Inne wcielenie soczewicy

Soczewica z cebulą i czosnkiem-miniSoczewica sama w sobie jest smaczna. I zdrowa. Ugotowana w lekko osolonej wodzie jest świetnym dodatkiem do obiadu – zarówno do warzyw jak i mięs. Dla wegetarian to niezbędny dostawca białka i wielu innych cennych składników. Idealna do zup i sałatek – bardziej wilgotna od soi, zatem można jeść ją także bez dodatków.

Dziś zrobiłam soczewicę po królewsku, według wymyślonego na poczekaniu przepisu. „Po królewsku” to może nie najlepsza nazwa – wszak z przepisu bije prostota składników i wykonania. Ale smakuje wybornie.

Składniki:

– zielona soczewica
– 2 duże cebule
– pół główki czosnku
– plaster masła
– kilka kropli oliwy

Przygotowania zaczęłam od nagrzania piekarnika. To ważne, bo będziemy zapiekać w nim ćwiartki lub ósemki cebuli (można przypiec je najpier w ogniu, jak do rosołu). Dno naczynia żaroodpornego wysmarowałam masłem, ułożyłam cebulę i oprószyłam szczyptą soli. Dzięki temu cebulka szybciej zmięknie. Pokroiłam w mniejsze cząstki 2-3 ząbki czosnku i dodałam do cebuli, po czym wstawiłam do mocno nagrzanego piecyka.

W międzyczasie zagotowałam osoloną wodę z dwoma ząbkami czosnku, wsypałam soczewicę i ugotowałam do miękkości (trzeba uważać, żeby jej nie rozgotować).

Resztę czosnku przyrumieniłam na maśle z dodatkiem oliwy.

Ugotowaną soczewicę odcedzamy. Cebulę oprószamy słodką sproszkowaną papryką i wsypujemy soczewicę. Skrapiamy masłem i oliwą, na których podsmażaliśmy czosnek i zapiekamy jeszcze około 15 minut.

Idealne jako dodatek do naleśników.

Wariacje na temat szpinaku

Jak przystało na kontrowersyjne gwiazdy szpinak (a jest dla mnie jedną z gwiazd nr 1) ma tylu samo wielbicieli co zagorzałych przeciwników, którzy zarzucają mu głównie wygląd nieapetycznej papki. Nie jestem pewna co sądzą o smaku, bowiem ten argument pojawia się o wiele rzadziej, a ja nie przywykłam zagłębiać się w dyskusje o smaku bowiem zależy on głównie od sposobu przyrządzenia, ale też od gustu, więc lepiej w miejsce gadania wypracować niepowtarzalny styl przyrządzania dań okołoszpinakowych tudzież szpinaku w roli głównej i przekonać tych, którzy nie są do końca szpinakowi na „nie”. Ci, którzy nie dają się przekonać nie są warci, jak by pewnie powiedziała Nigella, tego by go jeść.

Pełnia szczęścia jest wtedy, gdy jest okazja przyrządzać szpinak świeży, a nie ten z torebki zalegającej w zamrażalniku. Najczęściej jednak pozostaje mi wersja lodówkowa, ale i ta ma swoje plusy (mniej roboty – to dla leniwych).

Nie mam jednego i jedynego słusznego sprawdzonego przepisu na szpinak. Ba, nie mam nawet żadnego spisanego od konkretnej osoby. Mój sposób na szpinak opiera się na wielu zasłyszanych, które nie funkcjonują jako jedna zwarta receptura a są zbiorem luźnych rad i taką funkcję też pełnią.

Do przyrządzania szpinaku na sposób tradycyjny przeważnie biorę:

– jajka – surowe i ugotowane na twardo
– mleko
– jogurt naturalny
– śmietanę
– mąkę
– czosnek
– odrobinę masła
– szczyptę soli

Proporcje zawsze według uznania i praw fizyki – jeśli dodam za dużo mleka, będzie zupa itd. I jedna zasada – surowe jajko dodaję na samym początku a ugotowane na twardo i rozdrobnione na koniec.

Moja wersja zawsze zależy od ilości czasu, jakim dysponuję, od tego czy zaplanowałam jedzenie szpinaku wcześniej i mam na przykład ugotowane na twardo jajka, ale także od tego czy akurat się odchudzam. Jeśli tak – wybieram wersję light, z jogurtem zamiast śmietany. Jeśli chcę uzyskać szpinak o konsystencji zupy nie dodaję mąki do zagęszczenia, a jeśli zależy mi na bardziej stałej postaci, dodaję mąkę i tak dalej. Jeśli nie mam ochoty na twórcze dyżury przy kuchni i niewielkie są szanse na to, by ktoś ten dyżur wziął za mnie wrzucam wszystkie składniki do gara, mieszam dość często i też wychodzi.

Wiosna w środku zimy, czyli słońce na talerzu

Poczuć wiosnę w środku zimy to szaleństwo. Ale kiedy słońce wdziera się w każdy kąt pokoju nawet mróz na zewnątrz wydaje się mniej straszny. Zresztą tej zimy mrozu wyjątkowo niewiele.

W takie dni uwielbiam odsłaniać firanki, podlewać kwiaty, których zieleń soczyście się mieni i otwierać okno, jeśli akurat nie mogę pozwolić sobie na spacer.

Lubię poczuć też wyjątkowość na talerzu. Kolory wiosny oprószone miękkim światłem wyglądają wyjątkowo pociągająco, a w pochmurne dni są niemal obowiązkowe. Dlatego często, niezależnie od pogody za oknem, przyrządzam na późne zimowe śniadanie sałatkę, która zawiera wszystkie potrzebne mi do szczęścia barwy i tak różne smaki, które razem dają tę właśnie wyjątkowość.

Składniki:

– awokado
– seler naciowy
– ziarna kukurydzy w zalewie
– rodzynki
– sól
– pieprz

Biorę dojrzałe, ale nie całkiem miękkie awokado, myję, obieram i kroję w dość dużą kostkę albo prostokąty. Nie ma to znaczenia, poza kwestią wielkości kawałków. Ja lubię, gdy ta sałatka składa się z większych kawałków, ale możecie pokroić na drobno wszystkie składniki, które są do pokrojenia. Ważne jest, by nie obrać awokado zbyt grubo, bo pozbawione ciemniejszego zielonego zabarwienia tuż pod skórką wygląda mniej interesująco, choć w smaku pozostaje takie samo.
Umyte gałązki selera naciowego myję i kroję w kawałki – tak żeby miały nie więcej niż centymetr szerokości.
Pokrojone zielone awokado i selera wrzucam do salaterki, rozświetlam dodając żółtą kukurydzę i wsypuję słodkie rodzynki – używam do tego zwykłych niewielkich „sułtanek”. Całość solę, żeby podkreślić smak zielonych składników i nieco skontrastować słodkie dodatki i mieszam. Na koniec, często już na talerzu, lubię obficie posypać sałatkę świeżo zmielonym pieprzem.

Ze względu na to, że awokado jest tłuste nie dodaję ani majonezu ani innego tłuszczu, ale na pewno pasowałaby do tego dobra oliwa z oliwek. Ponoć sałatka dobrze smakuje z naturalnym jogurtem, ale jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, że psuję naturalny wdzięk tej nieskomplikowanej (a dokładniej mówiąc – najprostszej pod słońcem) potrawy przykrywając ją białą masą.

Warto sałatkę przyrządzić z przynajmniej jeszcze jednego powodu – poczucie, że zjadło się coś tak pełnego wartościowych składników gwarantuje świetny nastrój na cały dzień.